Brian May i Roger Taylor w Polsce, na rozdaniu Fryderyków
Wydarzenie miało miejsce w 1995 roku. W warszawskiej Sali Kongresowej panowie odebrali Fryderyka za “Zagraniczny Album Roku”.
O wizycie
Podczas wizyty Briana Maya i Rogera Taylora z zespołu Queen w
Warszawie, ich opiekunką była Kinga Siennicka z firmy Pomaton EMI. Oto
garść refleksji ze spotkania ze słynnymi muzykami.
Początkowo miał przylecieć tylko Roger, jednak na dwa dni przed
planowaną wizytą okazało się, że Brian, który wrócił z urlopu, też
chętnie wybierze się do Warszawy. Wiadomo również było, iż towarzyszyć
im będzie Jim Beach – legendarny menażer zespołu i postrach całego EMI. O
Jimie słyszałam przeróżne opowieści, generalnie wszyscy moi koledzy z
EMI zgodnie stwierdzili, że Jim jest nawet miłym facetem – do czasu,
kiedy coś pójdzie nie po jego myśli. Tak więc dla własnego
bezpieczeństwa sprawdziłam wszystko trzy razy: apartamenty w hotelu
Bristol, limuzyna (ośmiometrowy Cadillac), restauracje, przebieg
uroczystości wręczenia Fryderyków i platynowej płyty itd.
W końcu nadszedł ten wielki dzień – wtorek, 19 marca. Pierwszy
przyleciał Jim, który mieszka w Montreux, w Szwajcarii. Okazał się
niewinnie wyglądającym, starszym panem z wadą wzroku zwaną… zezem,
która, muszę przyznać, nieco utrudniała kontakt podczas rozmowy…
Parę
minut po piętnastej wylądował “ten właściwy” samolot, na pokładzie
którego znajdowali się Roger Taylor, Brian May i Martin Groves –
przyjaciel Rogera, jego ochroniarz, asystent i “wszystko po trochu”… Na
lotnisku czekał oczywiście tłum fanów, którzy w sobie tylko wiadomy
sposób dowiedzieli się o godzinie przylotu zespołu (niektórzy czekali
już podobno od szóstej rano!), jak również kilkunastu fotoreporterów i
przedstawicieli telewizyjnych programów informacyjnych (Teleexpress,
Panorama, Wiadomości). To właśnie ci ostatni okazali się najbardziej
kłopotliwi. Po mniej więcej dwudziestu minutach i interwencji sześciu
ludzi z ochrony udało nam się jednak dotrzeć do limuzyny i w miarę
sprawnie dojechać do hotelu.
Wieczorem rozdanie Fryderyków, wcześniej jednak zaplanowana została
kolacja na Starym Mieście. Ponieważ panowie wyrazili ochotę
przespacerowania się, Brian miał okazję, by poćwiczyć polskie zwroty
grzecznościowe, których miał użyć podczas swojego wieczornego
przemówienia w Teatrze Polskim. Albo ja nie jestem najlepszym
nauczycielem, albo… język polski zbyt trudny.
W końcu jednak zwroty
zostały utrwalone, sprawdzian podczas kolacji też wypadł pozytywnie i
wszystko wydawało się być w jak najlepszym porządku do momentu, kiedy
stanęliśmy za kulisami w teatrze, tuż przed wyjściem muzyków na scenę.
Wtedy Brian stwierdził z przerażeniem w oczach: Ja tego nie powiem!!
Wyjdę na kretyna, który udaje, że mówi po polsku, a poza tym będę
brzmiał żałośnie ze swoim angielskim akcentem! Nie pozostało mi nic
innego, jak tylko stwierdzić, że jeżeli ja mogę z siebie robić kretynkę
mówiąc cały czas po angielsku to on może z siebie zrobić “kretyna” przez
dziesięć sekund wypowiadając jedno zdanie po polsku! Poskutkowało.
Brian wyszedł na scenę i wykrztusił: Dobry wieczór… jesteśmy
zaszczyceni. A po zejściu ze sceny rzucił mi się na szyję ze słowami:
Udało się! i widać było, że jest naprawdę szczęśliwy i wzruszony.
Pan May jest człowiekiem, który żyje w swoim własnym świecie,
wiecznie w coś zapatrzony, nieobecny myślami. Potrafił na przykład
godzinami wybierać prezenty dla swojej rodziny w sklepie z bursztynami,
podczas gdy wszyscy umierali z głodu czekając aż on się na coś
zdecyduje… To właśnie przez Briana o mało się nie spóźniliśmy na
samolot… bo koniecznie musiał zrobić zdjęcie Pałacowi Kultury i Nauki!
Po uroczystości udaliśmy się na podbój nocnej Warszawy, w żadnym z
lokali nie zabawiliśmy jednak zbyt długo, gdyż wszędzie muzycy byli
natychmiast rozpoznawani i rozpoczynało się rozdawanie autografów…
Następnego dnia pojechaliśmy zobaczyć Łazienki i pomnik Chopina,
który Roger chętnie zabrałby ze sobą do domu. Muzycy zrobili sobie także
pamiątkowe zdjęcie z polskimi policjantami, którzy okazali się być
eskorta (tej drugiej) Królowej Brytyjskiej, zjedli, spakowali się i z
małymi kłopotami (o których wcześniej) dotarli na lotnisko. O godzinie
szesnastej szczęśliwie opuścili nasz kraj…
Źródło: miesięcznik “Teraz Rock” nr.2 / 1996 rok
znaleziono na: http://queenpoland.wordpress.com/wideo/dokumenty/brian-may-i-roger-taylor-w-polsce-czyli-fryderyki-95/
Brian <3
OdpowiedzUsuń